środa, 21 lipca 2021

12 - Słodkich snów, mała

 

Rozdział 12

Słodkich snów, mała

 

 

Leżałam w łóżku w moim starym pokoju, który był teraz sypialnią gościnną na farmie mojej rodziny. Trzymałam telefon w dłoni i wystukiwałam słowa na klawiaturze ekranu.

Hej, kochanie, kładę się do łóżka.

Nacisnęłam wyślij, ale nie odłożyłam telefonu. Przekręciłam się, zgasiłam światło i ułożyłam się, cały czas trzymając telefon w dłoni.

W ciągu ostatnich pięciu dni dowiedziałam się, że Tate nie pisze długich tekstów. Na początku, zgodnie z poleceniem, wysłałam mu SMS-a tak, jak mnie prosił, mówiąc mu o każdym moim ruchu – do hotelu, na farmę, do szpitala, kiedy się obudziłam, kiedy kładłam się spać.

Rzadko odpisywał, a kiedy to robił, były to jedno z dwóch słów.

Dobrze.

I.

OK.

Więc trzeciego dnia przestałam mu opowiadać o każdym moim ruchu, ponieważ, szczerze mówiąc, nie wydawał się aż tak zainteresowany.

To dało mi telefon, który odebrałam, gdy pchałam wózek przez sklep spożywczy około dziesiątej trzydzieści rano.

Tate mnie nie przywitał.

Zamiast tego powiedział - „Co do cholery?”

Byłam zaskoczona tym otwarciem, więc nie przywitałam się, tylko rzuciłam w odpowiedzi - „Co do cholery co?”

„Mała” - brzmiała jego odpowiedź.

Milczałam, bo to nie była zbyt wielka odpowiedź, brzmiał na lekko zbitego z tropu i nie byłam pewna dlaczego.

„Wszystko w porządku?” - zapytałam.

„Gdzie jesteś?” - zapytał z powrotem.

„Sklep spożywczy” - odpowiedziałam.

„Zapomniałaś o czymś?”

Zajrzałam do wózka - „Nie, chodzi o to, że mama i ja jesteśmy na farmie, a ona od jakiegoś czasu nie jadła domowego posiłku, a ja od jakiegoś czasu w ogóle nie gotuję, więc dziś wieczorem zamierzam ugotować…”

„Asie” - warknął i zdałam sobie sprawę, że często to robi. Warczy. Mógł, tym szorstkim głosem zdecydowanie mógł warczeć, ale nie musiał tego robić tak często, a zwłaszcza z nieznanych powodów.

„Co?”

„Z tego, co wiedziałem ostatnio, szłaś spać” - poinformował mnie.

Mógł nie pisać, ale każdej nocy, od pierwszej nocy, kilka minut po tym, jak wysłałam mu wiadomość, że idę spać, dzwonił. Nasze rozmowy nie były długie, szczere i obnażające duszę. Były krótkie i informacyjne, ale myślałam, że są słodkie, głównie dlatego, że były z Tate’m.

„Cóż, nie śpię” – zwróciłam uwagę na oczywistość.

„Zrozumiałem to” - wydusił - „Mieliśmy umowę.”

„Umowę?”

„Piszesz” - uciął.

No to było; myliłam się, był zainteresowany.

„Och” - powiedziałam.

„Och” - powtórzył.

„Już więcej nie zapomnę” - obiecałam.

„Tak, Asie, nie zapomnij ponownie” - ostrzegł i było to zdecydowanie ostrzeżenie.

Poczułam, że moje plecy prostują się, gdy stałam w przejściu w sklepie spożywczym. Odwróciłam się i spojrzałam na półki, czując, że się wkurzam.

„Cóż, to nie jest tak, że jesteś Królem Tekstów” - warknęłam.

„Powtórz?”

„Nie odpowiadasz” - powiedziałam - „Piszę, a ty nie odpowiadasz. Nie wiem…”

Przerwał mi - „Umowa nie polegała na tym, że ja do ciebie piszę.”

„Tak ale…”

„Nie piszę” - poinformował mnie.

„Ale ode mnie oczekujesz?” - odpaliłam.

„Tak, Asie. Nowina, poluję na seryjnego mordercę gwałciciela. Myślę, że rozumiesz, że ten chory pojeb mnie podkręcił zabierając Tonię. Moja pani jest cztery stany stąd, nie blisko, nie pod moją kontrolą. Łapiesz to?”

„Um…” - wymamrotałam, ponieważ częściowo to zrobiłam, a częściowo, bo poczułam się miło. Częściowo też tego nie łapałam, ponieważ odniósł się do tego, że chce mieć mnie pod kontrolą i nie tylko nie zrozumiałam tego, ale nie byłam pewna, jak to przyjąć.

Mówił dalej - „A kiedy ostatnio zostawiłem cię samą, skończyłaś z innym facetem.”

O nie, nie zrobił tego. Rozmawialiśmy o tym. Jak mógł rzucić mi to w twarz.

„Z trudem poderwę mężczyznę w Indianie” - warknęłam.

„Mała, ty ich nie podrywasz, te twoje pieprzone nogi sprawiają, że oni wybierają ciebie.”

„Tate…”

„Pisz”

„Tate!”

„Proszę cię, żebyś dała mi spokój ducha tutaj” - uciął - „…pisz.”

„No dobrze” - ustąpiłam, bo rozmawialiśmy o spokoju ducha. Później porozmawiamy o tym, że jestem pod jego „kontrolą”.

„Skończyliśmy?” - zapytał.

„Ty dzwoniłeś do mnie” - przypomniałam mu.

„Skończyliśmy” - mruknął i rozłączył się.

Boże, gdyby nie był taki przystojny, silny, czasem słodki, nie miał Harleya, tej brody, skłonności do zabawy z moimi włosami, nie wyglądał tak dobrze w dżinsach i nie był tak cholernie dobra w łóżku, poważnie nie byłby tego wart.

Oczywiście, że był taki i miał wszystkie te rzeczy. Dlatego, niestety, był tego wart.

Ledwo ułożyłam głowę na poduszce, gdy zadzwonił telefon.

Szybko, mając nadzieję, że to nie obudziło mojej mamy, dotknęłam przycisku pod ekranem z napisem Kapitan Przychodząca i przyłożyłam go do ucha.

„Hej” - szepnęłam.

„Twoja mama śpi?” - zapytał.

„Tak” - odpowiedziałam.

„Twój tata?”

„Kolory wróciły, poruszał się, ma więcej energii, to wszystko dobrze.”

„Dobrze” - powiedział cicho.

„A ty?” - zapytałam.

W ciągu ostatnich kilku nocy dowiedziałam się, że z powodu przeszłości Tate’a jako policjanta i jego teraźniejszości jako łowcy nagród, miał powiązania w policji Chantelle. Jeden z agentów FBI zajmujących się tą sprawą był także, na szczęście dla Tate’a, wielkim fanem piłki nożnej, a wisienką na torcie było to, że był absolwentem Uniwersytetu Stanu Pensylwania i pamiętał Tate’a. Z powodu tych dwóch, co niezwykłe, dopuścili Tate’a do śledztwa w charakterze „konsultanta”. Innymi słowy, dzielili się informacjami, tak jak on dzielił się z nimi tym, co wiedział.

Problem polegał na tym, że żadna ze stron nie miała zbyt wiele. Właściwie nic.

„Wiatr” - odpowiedział na moje pytanie Tate.

„Przepraszam?” - zapytałam.

„Rozwiał się na wietrze. Nie mamy nic. Brak potencjalnych ofiar, brak pomysłów, a on jest poza scenariuszem i może uderzyć w dowolnym momencie.”

„Tak, ale powiedziałeś, że wszystkie ofiary były jak Tonia” - przypomniałam mu i to powiedział. Powiedział mi, że wszystkie kobiety były w wieku Toni, ubierały się podobnie jak ona i zachowywały się jak ona przed śmiercią. Cztery, w tym Tonia i właśnie zamordowana kobieta, były kelnerkami w barach. Trzy były striptizerkami. Jedna była prostytutką.

„Tak, wszędzie sterczą nasi ludzie, więcej ludzi ostrzega. Ale jak on zechce zabić, znajdzie okazję.”

„Racja” – wyszeptałam, ponieważ było to przyprawiające o gęsią skórkę i przerażające, a jedno i drugie w równym stopniu.

„Jakie masz plany?” - zapytał, a ja westchnęłam.

Byłam na rozdrożu. Rozmawiałam z Krystal i powiedziała, że mogę poświęcić tyle czasu, ile potrzebuję.

Byłoby to bardzo miłe, gdyby nie zakończyła naszej rozmowy słowami: Bez obrazy, nie płacę ci za powrót do domu. W ten sposób informując mnie, że jestem na bezpłatnym urlopie.

To było w porządku. Musiałam tu być, doglądać rzeczy, odchwaszczać ogródek mamy, kosić podwórko (cały dzień zajęło mi zrobienie podwórka przed domem, podwórka w poprzek alejki przy altance do winogron i chwastów zawalających wszystko, także wokół stawu – Tyler powinien zabrać swoje sesje treningowe na wycieczkę do Indiany i zmusić ich do tego; to było zabójcze), posprzątać dom, odwieźć mamę, odwiedzić tatę.

Ale tata czuł się coraz lepiej, co oznaczało, że zaczynał się denerwować. Chciał się wydostać. Nie był typem osoby pozostającej w zamknięciu. Za dzień lub dwa będzie gryzł ściany.

Czułam też potrzebę powrotu do domu do Carnal. Zaczęłam tam swoje życie, lubiłam je i tęskniłam za tym. Betty i Ned, basen, Bubba, Jim-Billy, moje wizyty u Sunny i Shamblesa, ich smakołyki, Wendy, Holly w kwiaciarni – tęskniłam nawet za sesjami treningowymi Tylera.

Jeszcze był tam Tate.

Chciałam jechać do domu.

Mama też chciała, żebym pojechała do domu.

„Muszę żyć dalej, kochanie” - powiedziała mama - „Ty też.”

„Mogę zostać na trochę” - powiedziałam jej.

„Wiem, że możesz, ale to nie jest moje życie i nie jest twoje” – odpowiedziała.

„Ale potrzebujesz…”

„…dowiedzieć się, jak radzić sobie z tym, co mam i co będzie dalej. Nie możesz tu zostać na zawsze.”

To była prawda. Nie mogłam. Kochałam mamę i tatę, Caroline i Macka, Indianę i naszą farmę i przez dziesięć lat tęskniłam za nimi i żałowałam, że nie wróciłam. Ale moje życie było teraz w Carnal.

Mama wzięła mnie za rękę i ścisnęła – „Nic nam nie będzie, kochanie, a ty możesz wrócić do domu, do Tate’a i sprowadzić go z powrotem, kiedy będziemy mogli mieć dobrą wizytę. Na święta. Mogę zrobić Tate’owi mojego kurczaka z makaronem i wszyscy możecie pojeździć na łyżwach po stawie.”

Próbowałam wyobrazić sobie Tate’a na łyżwach. Ta wizja nie uformowała się w moim mózgu prawdopodobnie dlatego, że moc twardziela Tate’a dotarła cztery stany dalej i zatrzymała taką aktywność.

„Mama uważa, że powinnam jechać do domu” - powiedziałam Tate’owi.

„Ma rację, Asie” - powiedział mi Tate.

„Ale mogłabym zostać na trochę. Myślę, że potrzebują…”

„By radzić sobie z ich życiem, mała, a jest to życie, którego z nimi nie będziesz dzieliła. Muszą nauczyć się je prowadzić i nie będziesz kosiła ich trawnika.”

„To są moi rodzice” – przypomniałam mu.

„Przeprowadzasz się do domu?”

„Nie.”

„Więc co z tego, że przyzwyczają się do tego, że zajmujesz się całym ich gównem tylko po to, żebyś pewnego dnia wyjechała? Wtedy będą musieli nauczyć się radzić sobie z całym swoim gównem. Równie dobrze mogą się teraz uczyć.”

„Mój tata właśnie miał atak serca, Tate” – powiedziałam cicho.

„Tak, i przeżył to, Laurie” - odpowiedział łagodnie - „I zdrowieje, a ty nie będziesz wyświadczała mu przysługi zawracając mu głowę. On musi wrócić do życia, jakie ma być, twoja mama też.”

Rozważałam to.

Mój ojciec nie lubił bezczynnych dzieci i mieliśmy obowiązki. Pracowaliśmy w ogrodzie mamy, sprzątaliśmy dom, pomagaliśmy mu w wielu „projektach”. Ale nigdy nie kosiłam trawnika, bo to było robotą mężczyzny (według taty). Jego głowa eksplodowałaby, gdybym próbowała skosić trawnik, kiedy był w domu. Albo zrobić cokolwiek innego, co mogłoby nawet sprawiać wrażenie „zamieszania” wokół niego. Wolałby, żeby trawa wyrosła wysoko do bioder niż, żeby jedna z jego dziewczyn miała ją skosić (oczywiście nigdy nie pozwoliłby, by trawa wyrosła do biodra, wezwałby do tego jednego ze swoich kumpli, których było milion).

Zamiast powiedzieć Tate’owi, że ma rację, zamilkłam. Tate znał moją sztuczkę. Wiedziałam, że to mnie rozgryzł, kiedy zapytał - „Więc kiedy wrócisz do domu?”

„Jutro porozmawiam z mamą.”

Milczał przez chwilę, po czym powiedział łagodnie - „Dobrze”.

To było dobre. Kiedy tak mówił, dom oznaczał, że Tate i ja byliśmy w pobliżu.

Tate mówił dalej - „Chociaż nie będzie mnie przez jakiś czas.”

Wszystkie myśli o domu oznaczające Tate’a uciekły z mojej głowy.

„Wyjeżdżasz?”

„Mam dwie sprawy. Obie o pominięcie wysokiej kaucji. Za długo wydawałem i nie zarabiałem. Muszę je wziąć.”

„Gdzie zamierzasz być?” - zapytałam.

„Gdzie mnie zaprowadzą” - odpowiedział.

„Jak długo cię nie będzie?”

„Nie mogę powiedzieć.”

Cóż, to było do bani!

„Więc równie dobrze mogę tu zostać przez jakiś czas” - zdecydowałam.

„Mała, nie wracasz dla mnie. Wracasz, bo to jest twoje życie. Racja?”

Chodziło głównie o to. Dobra, częściowo to.

„Chociaż…” - ciągnął, a w jego głosie pojawiła się aluzja, ale dobra - „…dobrze wiedzieć, że chcesz wrócić do swojego starego.”

„Głównie muszę wracać, bo nie chcę, aby Krystal odstraszyła swoim złym nastrojem wszystkich moich klientów, którzy dawali napiwki”

„Dobrze” - powiedział z uśmiechem. Oczywiście nie widziałam jego uśmiechu, po prostu to wiedziałam.

„Skończyliśmy rozmawiać?” - zapytałam, bo trochę mnie przeraziło to, że wiedział, że go lubię. Chociaż nie mógł tego przegapić, kiedy przytulałam się do niego, gdy nie spał, ciągle pisałam do niego jak prosił, a także po sposobie, w jaki pokazałam, że go lubię podczas naszej ostatniej wspólnej nocy, a zrobiłam to z moim ustami. Z drugiej strony, on też to lubił, o wiele bardziej niż mnie i udowodnił to, wykorzystując tę część siebie, na której pokazywałam, że go lubię, i wykorzystując ją na mnie w ten sposób, który kochałam.

„Jesteś zmęczona?” - zapytał.

„Tak” - i to nie było kłamstwo.

„A więc słodkich snów, mała” - wyszeptał.

Poczułam, jak mój żołądek się podskakuje.

To też dostawałam każdej nocy. Tate życzył mi słodkich snów, udowadniając, że też mnie lubi.

„Tobie też, Kapitanie” - odszepnęłam.

Czekał, by usłyszeć te słowa, a potem się rozłączył. Nie pożegnał się, nigdy się nie żegnał. Mówił tylko „słodkich snów, mała”, potem czekał, aż powiem „tobie też”, a potem się rozłączał.

Dotknęłam przycisku, ekran zgasł, położyłam telefon na nocnym stoliku i wpatrywałam się w niego w cieniu.

Jego głos brzmiał w mojej głowie.

Słodkich snów, mała.

Zamknęłam oczy i po kilku minutach zasnęłam.


 

6 komentarzy:

  1. „Skończyliśmy?” - zapytał.

    „Ty dzwoniłeś do mnie” - przypomniałam mu.

    „Skończyliśmy” - mruknął i rozłączył się.
    Ta konwersacja zrobiła mi dzień 😂😂😂😂 Słodki ten rozdział 💜 Dziękuję ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu mam lepszy dzień a był koszmarny 🤢😜

    OdpowiedzUsuń
  3. No i humor od razu mi się poprawił :) Te ich rozmowy normanie mnie rozwalają i rycze ze smiechu :) Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń